Przejmowanie jurysdykcji przez sądy świeckie

prawo w Polsce przedrozbiorowej

Mimo tych postanowień coraz częstsze były przypadki samodzielnego rozstrzygania spraw o czary przez sądy świeckie. Przyczyn tego zjawiska upatruje Bohdan Baranowski między innymi w toczących się wówczas konfliktach społecznych. Bezpośrednim czynnikiem, który według niego spowodował przejęcie jurysdykcji, była obawa stanu szlacheckiego i mieszczańskiego przed możliwością użycia sądów duchownych w celu zwalczania zwolenników „nowinek religijnych” oraz wrogów klasowych. Istniała też obawa, iż władze kościelne będą chciały „dosięgnąć” osób ze stanu szlacheckiego. Biorąc jednak pod uwagę, że szlachta dominująca w ciele ustawodawczym skutecznie torpedowała wszelkie, niezgodne z jej interesami projekty, teoria ta powinna być odrzucona. Należy też wspomnieć, iż inkwizycji papieskiej nie udało się wypracować skutecznej metody obrony przed szerzącymi się w pierwszej połowie XVI wieku ruchami reformatorskimi. Dowodzą tego synody, które odbyły się w 1527 roku w Łęczycy oraz w 1532 roku w Piotrkowie, podczas których inkwizytorzy domagali się od biskupów zastosowania surowszych środków w celu zwalczania herezji, na wzór inkwizycji hiszpańskiej. Biskupi polscy widząc w tym uszczu­plenie swoich kompetencji odrzucili wnioski inkwizytorów.

Również próby rodzimych przedstawicieli Kościoła, będących zwolennikami zwalczania kacerstwa spełzły na niczym, po tym jak ustanowiony przez Zygmunta Augusta w 1550 roku edykt, nakazujący sądom świeckim egzekwowanie wyroków sądów kościelnych, został na sejmiku w 1552 roku przez szlachtę odrzucony.

Mało trafnym wydaje się również argument, iż szlachta czuła się osobiście zagrożona przez trybunały inkwizycyjne – papieskie czy też biskupie, gdyż przypadki skazania na stos ludzi wysoko urodzonych praktycznie się nie zdarzały. Szlachetnie urodzonych, w przypadku popełnienia zbrodni herezji po wyrzeknięciu się błędów, wypuszczano wolno. Przykład spalonej na stosie za czary szlachcianki – Doroty Łazęckiej, którym posługuje się Bohdan Baranowski w celu poparcia wyżej wymienionej tezy, był owocem starań nuncjusza papieskiego Lippomano i stanowił niewiele znaczący przyczynek do dziejów Reformacji w Polsce i wyjątek od obowiązującej praktyki. Polską specyfiką procesów o czary było wyłączenie w tym zakresie całej warstwy szlacheckiej. Zasada neminem captivabimus – „źrenica wolności szlacheckiej” zakładała konieczność udowodnienia winy przed aresztowaniem. Przeprowadzenie takiego dowodu w przypadku czarów było niemal niemożliwe, aby bowiem w postępowaniu o czary zyskać wyrok skazujący, najczęściej posługiwano się metodą tortur. Szlachciców jednak nie wolno było aresztować, a przez co brać na męki. To w zasadzie wykluczało uzyskanie wyroku skazującego. W Polsce – jak twierdzi Janusz Tazbir – poza wspomnianym wyżej wypadkiem, znamy tylko jedną sprawę szlachcica spalonego na stosie za spowodowanie czarami zarazy. Padł on jednak ofiarą samosądu, inspirowanego przez miejscowych możnych i przedstawiciela kleru, którzy poparcie społeczne zyskali przez zapewnienie o wzięciu na siebie całej winy za ten czyn. Dlatego procesy o czary w naszym kraju dotyczyły tylko przedstawicieli biedoty miejskiej oraz chłopstwa.

Argument obawy stanu szlacheckiego i mieszczańskiego przed represjami ze strony Kościoła, spowodowanymi chłonnością „nowinek religijnych”, nie mógł być czynnikiem inicjującym przejęcia kompetencyjnego sądów świeckich, jako że – jak zaznaczyłem wyżej – proces ten zaczął się niemalże wiek wcześniej. Również w połowie XV wieku, kiedy to badacze dopatrują się pierwszych dowodów owego przejmowania, hasła reformy husyckiej miały minimalny wpływ na szlachtę, jako grupę społeczną i tym samym nie mogły zainicjować wyżej wspomnianego procesu przejmowania. Poza tym w interesującym nas okresie i tak zostały już przez Kościół stłumione.

Reasumując, w momencie nasilenia się procesu przejmowania jurysdykcji w sprawach czarów przez sądy świeckie, polityczna pozycja Kościoła katolickiego w Polsce była zbyt słaba, by zagrozić szlachcie. W tym kontekście nie mogło być więc mowy o realnej obawie stanu szlacheckiego przed odwetem środowisk kościelnych, wywołanym sympatyzowaniem stanów wyższych ze środowiskami reformacyjnymi. Bardziej prawdo­podobnym wydaje się, iż rozszerzanie jurysdykcji świeckiej, wywołane było wykorzystaniem przez stan szlachecki niekorzystnego położenia Kościoła katolickiego, nie potrafiącego skutecznie sobie radzić z święcącą triumfy Reformacją.

Moim zdaniem przyczyny procesu zeświecczenia jurysdykcji w sprawach wiary leżały zgoła gdzie indziej. Należy się bliżej przyjrzeć charakterowi nadań na prawie niemieckim, które rozpoczęły się już w wieku XIII. Powołując się na przytoczone przez Elżbietę Dybek wywody Bogusława Zientary, w dalszej części pracy zamiennie z terminem „prawo niemieckie” posługiwać się będę zwrotem ius teutonicum, jako że bardziej adekwatne jest powoływanie się na zwyczaje prawne przeniesione przez osadników, niż na nazwy ośrodka, z którego pochodzą. Prawo niemieckie było bowiem ukształtowane przez prawo flamandzkie i holenderskie, a następnie przekazane Polsce.

Kwestia charakteru lokacji na prawie niemieckim została przedstawiona przez Kazimierza Tymienieckiego. Prawo to traktowało nadania lokacyjne miast i wsi jako rodzaj immunitetu ekonomicznego i sądowniczego, nadawanego szlachcie zarówno duchownej jak i świeckiej. Ludność tych osiedli miała być sądzona tylko przez swego pana, jego zastępców lub wyznaczanych przez niego wójtów i sołtysów. Jedynie najcięższe sprawy, karane obcięciem członków lub śmiercią, należały do jurysdykcji władcy, w późniejszym okresie również i ta dziedzina przypadła panom dominialnym. W przypadku dóbr nadanych Kościołowi kompetencja do rozstrzygania przydzielona była właścicielowi duchownemu. Zarówno szlachta świecka jak i duchowna zabiegała o te nadania, gdyż wyłączały one zastosowanie prawa ziemskiego, czyli nadzoru sądów państwowych. Ludność wiejska, biorąca niekiedy udział w tak zwanej „ławie”, odgrywała w niej tylko rolę pomocniczą; inaczej było w miastach, gdzie w średniowieczu wybierani urzędnicy mieli chociaż częściowy wpływ na ferowane wyroki. Istniała także trzecia grupa immunitetowa, czyli wsie należące do domeny władcy, w których prawo książęce zostało zastąpione prawem ziemskim, a istniejąca dotychczas organizacja urzędników królewskich, była zastępowana prawem niemieckim. Ta grupa musiała nadal liczyć się z nadzorem i ewentualnymi ingerencjami władcy, występującego w roli właściciela.

Od początku XIII wieku, czyli od rozpoczęcia osadnictwa na ius teutonicum,mamy na ziemiach polskich do czynienia dualizmem kompetencji sądowniczych. Z jednej strony bowiem miejscowości i wsie lokowane na tym prawie, wyłączone były spod wszelkiego sądownictwa publicznego – w tym również w zakresie przestępstw na tle religijnym – a z drugiej właściwym w zakresie negotia ecclesiastica, od czasów zdobycia dotyczącego tej kwestii immunitetu, był Kościół. Źródłem prawa dla terenów objętych wspomnianym wyżej osadnictwem było od XIII wieku Zwierciadło saskie, które przewidywało za dopuszczenie się przestępstwa czarów karę śmierci przez spalenie na stosie. Fakt iż dopiero od połowy XV wieku napotykamy pojedyncze wzmianki o sądzeniu spraw o czary przez sądy świeckie, świadczyć może o nie egzekwowaniu przez szlachtę swoich immunitetów i tym samym respektowaniu kompetencji sądów duchownych. Miało to swoją przyczynę zarówno w niepodważalnej w tym okresie pozycji Kościoła, jak i w politycznej i gospodarczej słabości tworzącego się dopiero i konstytuującego przywilejami stanu szlacheckiego. Hasła reformacyjne nie były więc inicjatorem przejęcia kompetencji, a jedynie czynnikiem który przyspieszył i pogłębił wcześniej rozpoczęte procesy.

Ostatnim akcentem porażki Kościoła w walce ze stanem szlacheckim o pozycję polityczną były konstytucje z 1563-1565 roku, które pozbawiły jurysdykcję kościelną wsparcia brachium saecularae. Było to niewątpliwe zwycięstwo szlachty, osiągnięte dzięki tryumfującym w tym okresie prądom Reformacji. Od tego momentu sądownictwo duchowne – mimo iż formalnie nadal właściwe do rozstrzygania spraw o czary – utraciło możność orzekania kar wykraczających poza środki typowo kościelne, takie jak: pokuta czy infamia.

Czynnikiem który wpłynął także na stosunkowo późne przejęcie jurysdykcji był fakt, iż w tym czasie szlachta polska nie dysponowała sprawnie działającym aparatem sądowniczym i policyjnym, umożliwiającym skuteczne ściganie czarownic. Prawo karne, które było stosowane przez sądy miejskie (magdeburskie) i wiejskie (patrymonialne), rozpatrujące oskarżenia o czary, było w tamtym czasie słabo rozbudowane, a aparat urzędniczy je współtworzący był nieliczny i słabo wykształcony. Stan ten zmienił się po upowszechnieniu w XVI wieku na Śląsku, w Wielkopolsce czy na Pomorzu prawa, znanego przede wszystkim z Constitutio Criminalis Carolina. Wzrósł wtedy poziom wykształcenia wśród urzędników sądowych i ogólny poziom kultury prawnej. Mimo to procesy o czary nie ogarnęły, tak jak na zachodzie Europy całych prowincji, lecz jedynie pojedyncze miasta lub wsie.

Omawiając postawę „mniej godnego” stanu, Bohdan Baranowski twierdzi, iż mieszczanie przejęli kompetencje sądownicze w sprawach o czary, ponieważ podzielali obawy szlachty, że władze kościelne pod pozorem walki z diabłem będą starały się wpływać na religijne przekonania obywateli. Tezę tę ilustruje on działaniami miast Prus Królewskich, które stanęły na stanowisku, że sądy miejskie były powołane do wydawania wyroków we wszelkich sprawach o czary, a ich przykład znalazł wielu naśladowców. Stanowisko to wymaga dodatkowego uściślenia, bowiem faktycznie miasta pruskie w 1557 roku uzyskały od króla – w zamian za wpłacenie do skarbu państwa ogromnej sumy stu tysięcy złotych polskich – przywileje gwarantujące im wolność religijną. Nie było to więc samowolne przejęcie kompetencyjne, a uzyskanie ich odbyło się drogą legalną, poprzez nadanie immunitetu.

Fakt, iż szlachta w sejmie zdobywała kolejne wolności religijne, nie oznaczał wcale rozciągania ich na pozostałe stany. Tą tendencję potwierdziły uchwały sejmu Piotrkowskiego z 1555 roku, podczas którego Zygmunt August zgodził się zawiesić sądownictwo duchowne, szlachta uzyskała prawo do utrzymywania kaznodziejów protestanckich, a postanowienia nie zostały rozciągnięte na miasta. Mało tego, równocześnie zintensyfikowano akcję przeciwko różnowiercom na ich terenach. Symptomem tej postawy był mandat z 1551 roku, skierowany do urzędników państwowych i miejskich diecezji poznańskiej, nakazujący im pomaganie w egzekucji wyroków sądów kościelnych i biskupich. Kontynuacją tej linii politycznej był mandat wydany przez króla za namową lokalnego biskupa, z 1555, skierowany przeciw protestantom w Poznaniu. Akt ten był adresowany do starostów i nakazywał im, by tępili wszelkie „nowinki religijne” i nie pozwolili na ich rozprzestrzenianie. Podobne akty ustanowił król w 1556 roku, z których dwa odnosiły się do Wielkopolski najbardziej zagrożonej postępami Reformacji. Konkludując, wskutek rozprzestrzeniania się wyznań reformowanych sądy miejskie zyskały kompetencje w sprawach religijnych, jednak nie dlatego, że – jak twierdzi Bohdan Baranowski przejęły j ą, obawiając się represji Kościoła katolickiego – ale została im nadana właśnie z powodu współdziałania króla i kurii w celu zahamowania ekspansji protestantyzmu.

Jeżeli chodzi o pozostałe miasta w Rzeczpospolitej, to dzięki wysiłkom szlachty i magnaterii ich pozycja na arenie politycznej była stopniowo ograniczana, zaś sami mieszczenie, zwłaszcza ci z miast prywatnych podporządkowywani właścicielom tychże miast, nieomalże na wzór chłopów. Omawiając sytuację ówczesnych miast, pamiętać należy, że ośrodki te dzieliły się w tym okresie na królewskie, duchowne i świeckie. Miasta prywatne, szlacheckie i duchowne stanowiły na początku XVI wieku połowę wszystkich ośrodków miejskich, podczas gdy u schyłku XVIII już 2/3 całej ich liczby. Osady prywatne od połowy XVI wieku dzielą los, który – jak twierdzi Kazimierz Tymaniecki – przypadł wsiom już w wieku XIII. Od tego okresu pojawiają się konstytucje, przekazujące w ręce prywatnych właścicieli uprawnienia, będące dotychczas domeną państwa. Do XVI wieku bowiem znajdowały się one pod opieką monarchów i obdarzone były przywilejami na równi z miastami królewskimi. Konstytucje z roku 1543, 1588 i 1598 przekazywały uprawnienia sądowe właścicielom świeckim i duchownym. Edykt z 1573 roku zaś poddał mieszkańców miast prywatnych wpływom owych właścicieli, w zakresie praw religijnych. Od tego momentu dziedzice regulowali życie wewnętrzne, gospodarkę i sądownictwo i to od nich zależała polityka sądownicza w sprawach o czary. Oni to także – pośrednio bądź bezpośrednio – wpływali na skład rad i ław miejskich, tworzących aparat sądowniczy i odpowiedzialnych między innymi za rozstrzyganie w procesach o stosowanie magii.

Nie wydaje się także trafnym argument, że władze duchowne „zupełnie pogodziły się” z przejęciem jurysdykcji w sprawach o czary przez sądy świeckie. Argumentem, który wykazuje fałszywość pierwszej z powyższych tez jest fakt, iż Kościół katolicki nie tylko walczył o właściwość kompetencyjną w sprawach o herezje i czary, ale także nigdy nie zaniechał wysiłków w celu jej odzyskania. Na poparcie tego twierdzenia można przytoczyć fakt, iż w 1543 roku sprawy o czary nominalnie przeszły pod jurysdykcję sądów duchownych, a w 1550 roku Zygmunt August wydał prymasowi Dzierzgowskiemu dekret, oddający w ręce tychże sądów również sprawy o kacerstwo. Kościół przegrywał na arenie politycznej i pierwszy z tych aktów nie był przestrzegany, a drugi został odwołany.

W momencie nasilenia się procesów o czary w XVII wieku zaostrzyło się na tym polu stanowisko kurii. Było to ściśle związane z postawą Kościoła, który nie dopuszczał bezkarności tych przestępstw i uważał, że tylko teologowie byli w stanie odróżnić czary od guseł i zabobonów, czego nie potrafili sędziowie niekościelni, którzy winni byli skupić się na właściwym im przestępstwom świeckim. W roku 1672 biskupi wyjednali dekrety królewskie ograniczające jurysdykcję sądów świeckich, jeżeli chodzi o karanie domniemanych czarownic. Podobnie stwierdziły dekrety asesorii koronnej z 1713 roku. August III Mocny w 1745 pod wpływem biskupa Szembeka wydał reskrypt, zabraniający sędziom miejskim rozstrzygania spraw o czary. Postawę tą potwierdziło także ustawodawstwo kościelne, albowiem postanowienia synodu krakowskiego z 1711 roku jednoznacznie stwierdziły, że rozstrzyganie spraw o czary należało do sądów duchownych. Podważyły one zarazem kompetencje burmistrzów i wójtów, którzy nie tylko nie posiadali prawniczego wykształcenia, ale często nawet i umiejętności pisania czy czytania. W podobnym tonie utrzymane były dekrety synodu lubawskiego z 1745 roku. Zarówno więc ustawodawstwo wewnętrzne jak i państwowe – inspirowane przez Kościół – potwierdziło aktywne starania kurii o odzyskanie jurysdykcji w procesach o czary.

Władze kościelne z nieukrywana niechęcią patrzyły na rozpatrywanie spraw o czary przed sądami świeckimi. Powodem tego był fakt, iż każdy wyrok w tych sprawach był po części decyzją teologiczną do podejmowania której z omówionego wyżej punktu widzenia prawnego, jak i doktrynalnego sądy świeckie nie były właściwe. Nie posiadały na tym polu odpowiedniej wiedzy.

1 komentarz do “Przejmowanie jurysdykcji przez sądy świeckie”

Dodaj komentarz